Zdradziłam, ale nie czuję się winna
Wyszłam za mąż bez miłości. W sumie, zazdrościłam koleżankom, że mają już rodziny, była też presja rodziny, żebym w końcu kogoś „złapała” bo zostanę starą panną. W czasie małżeństwa bywały jednak chwilę, że byłam z mężem szczęśliwa. Wiele lat po ślubie poznałam w pracy Macieja. Miłość wybuchła nagle i gwałtownie, nie miałam na to wpływu. Oboje mieliśmy rodziny, więc ukrywaliśmy naszą znajomość i spotkania przez pięć lat. Nikt, nigdy niczego się nie domyślił. A ja w tym czasie była tak szczęśliwa jak nigdy dotąd. W końcu poznałam co znaczy prawdziwa miłość. Oczywiście nie czułam się z tym dobrze, często modliłam się o siłę, aby zerwać z Maćkiem. Ale nie umiałam. Wszystko skończyło się nagle. Maciek zginął nagle w wypadku samochodowym. Minęło pięć kolejnych lat. Przez ten czas dalej żyję z mężem, choć mamy tak mało ze sobą wspólnego. Szkoda jednak ,aby psuć wszystko : mamy dzieci, wnuki. Nie żałuję jednak tego co przeżyłam z Maćkiem, bo były to najpiękniejsze chwile w całym moim życiu. Nikt też na tym nie ucierpiał. Zastanawiam się jednak, czy takie moje podejście i brak poczucia winy świadczy o braku sumienia. Bo ja na prawdę, nie czuję żadnych wyrzutów. Nie zamierzam też mówić o tym mężowi.
„I głos sumienia przechodzi mutację”
Przyznam, że nie bardzo wiem jakiej natury problem Panią nurtuje. Jest Pani osobą dojrzałą, która podejmuje decyzje życiowe według własnego systemu wartości. Nie mnie go oceniać. Pisze Panie, że jej zachowania (bycie w związku pozamałżeńskim) nikogo nie krzywdziło. Być może ta świadomość stawia kropkę i kończy sprawę. Jeśli jednak tak nie jest to być może dokonuje się w Pani odwieczna walka umysłu z emocjami, pragmatyzmu z uczuciowością.
Przypomina mi się króciutki aforyzm Stanisława Jerzego Leca, autora słynnych „Myśli nieuczesanych”, którego skróty myślowe, dowcipy, kalambury słowne zaskakują do dzisiaj swoją aktualnością, a brzmi on tak: „I głos sumienia przechodzi mutację”
Ewa Remesz